28.12.14

012 Trening | Bluu Bahari (Rubinova) | Solo Act Live In Capital of Poland

Koń: Bluu Bahari, Solo Act Live In Capital of Poland
Jeździec: Daniel Hussian, Troye Mansell
Trener: Connor Hollingsworth

Troye
Dzisiaj rano przyjechała do nas Ruby ze swoim siwym ogierem - Bluu Bahari. Danny miał zająć się siwkiem ja zaś dostałem w obroty Solo, który od jakiegoś czasu jedynie stał w boksie. Młody dopiero niedawno zaczął starty i potrzebował teraz dużo treningów, bo wiele jeszcze musiał przećwiczyć. Siedzieliśmy razem z Danem w siodlarni ogierów, przy kominku, niemalże jeden na drugim, grzejąc zmarznięte stopy i dłonie. Wszystko było cholernie zimne, nawet ten kominek który teoretycznie powinien grzać. Zima w Minnesocie zaczęła się na dobre, teraz nasze konie przestały wychodzić na pastwiska, przez tak niskie temperatury. Przysunąłem się jeszcze bliżej chłopaka, wbijając się w jego bok. On też był zimny, cały drżał.
- Nienawidzę zimy - mruknąłem cicho, a on tylko pokiwał głową, jakby miał takie samo zdanie.
- Do koni, chłopcy! - krzyknął Connor otwierając drzwi siodlarni. Z dworu zawiało chłodem i śniegiem.
- Zamykaj te drzwi! - krzyknął Daniel, rzucając w niego ochraniaczem Last Night, którego akurat miał pod ręką. Hollingsworth uchronił się od niego zamykając szybko drzwi. Nie chciało mi się wstawać. Nadal było mi piekielnie zimno, a Dan wcale mnie nie grzał, zupełnie jak ten kominek.
- Chodź, może jak się poruszamy będzie nam cieplej - powiedział i wstał, sprawiając że zacząłem trząść się jeszcze bardziej. Poszedłem w jego ślady i po wzięciu sprzętu Solo wyszedłem z siodlarni, kierując się w stronę jego boksu. Zostawiłem sprzęt na drzwiczkach i podszedłem do radia, żeby pogłośnić, bo akurat grali Linkin Park.
- Even if you're not with me I'm with you - zaśpiewałem wchodząc do boksu konia a Dan za chwilę odpowiedział mi słowami "You, now I see, keeping everything inside" i tak zaczęliśmy śpiewać całą piosenkę do końca, śpiewając/rapując z dwóch stron stajni. Konie patrzyły się na nas jak na idiotów, jednak my się świetnie bawiliśmy. Oba rumaki były szybko gotowe do jazdy.
Zaprowadziliśmy je na halę przykryte derkami, sami w kurtkach, gdzie się rozebraliśmy, ze względu na ogrzewanie, a derki rzuciliśmy na trybuny hali. Danny podsadził mnie na wysokiego Solo i sam wsiadł na Bluu (zazdroszczę mu, jego nikt na wysokie konie podsadzać nie musi). Ruszyliśmy stępem na luźnej wodzy, czekając aż Connor zawita na hali. Przyszedł kilka minut później, razem z Piper, która wesoło zaszczekała widząc nas i konie.
- Ile już stępujecie? - zapytał biorąc się za ustawianie przeszkód.
- Chwilkę, dopiero zaczęliśmy - odpowiedział mu Daniel. Ten tylko pokiwał głową, ustawiając niezbyt wysoki szereg na rozgrzewkę. Po kilku minutach dał nam znak, żebyśmy zaczęli zbierać konie. Solo ślicznie się zaganaszował, a jego stęp był miękki i "sprężynujący", zrobiłem więc ustępowanie od obu łydek. Widziałem, jak Dan robi to samo z Baharim. Chwilę później oboje zaczęliśmy kłusować, najpierw kilka kółek szukając dobrego tempa, później zaczęliśmy robić koła, wolty i serpentyny, przejeżdżać przez drągi jakie ustawił nam Connor i skakać z kłusa małą kopertę. W końcu Connor dał nam znak do zagalopowania. Solo zareagował na delikatną łydkę, jednak jego galop był nierówny i nieprzyjemny. Dopiero kiedy spojrzałem w dół, zauważyłem że jedziemy na złą nogę. Lotna i jedziemy dalej, teraz dużo przyjemniej, miękko i lekko. Kasztanek machnął parę razy głową, bryknął, jednak dalej pogalopował, wyraźnie szczęśliwy że w końcu może pobiegać, po tak długim czasie stania bezczynnie w boksie. Nie zabraniałem mu tego, w końcu rozumiałem jak się czuje, miał teraz w sobie mnóstwo niespożytkowanych nakładów energii. Dałem mu delikatny znak łydką, żeby galopował szybciej i dopiero po kilku minutach brykania odpuściłem, przechodząc do stępa na luźniej wodzy. Obserwowałem galopującego Dana. Bluu wyraźnie spięty, powoli się rozluźniał pod wpływem działań chłopaka. W końcu galopował spokojnie i równo, lekko zaganaszowany i całkiem spokojny. Danny wykonał dwa koła, zmienił kierunek, jadąc chwilę kontrgalopem, po czym po wykonaniu zwykłej zmiany nogi, zrobił kolejne dwa koła i zwolnił do stępa.
- Solo pierwszy, Dan na zmianę stęp i kłus.
Ruszyłem kłusem na szereg złożony z 3 drągów do kłusa i na końcu koperty wysokości klasy LL, miejsca na foule galopu, stacjonaty w klasie N, foule galopu i oksera w klasie P. Solo ładnie skoczył pierwsze dwie przeszkody, drugą przebiegł, dosłownie biorąc ją na klatę, jakby nie zwracając uwagi na moje łydki i ruszył dalej szybkim galopem, brykając kilka razy. Podebrałem wodze, sprawiając że się uspokoił, zwolniłem do kłusa. W tym czasie Connor poprawił przeszkodę.
- Więcej łydki! - krzyknął do mnie i po chwili dodał: - pewnie go dziś nie ogarniemy.
Ruszyłem kłusem na szereg. Koperta dobrze, stacjonata okay, przed okserem za szybko wstałem, przez co w skoku wypadłem z siodła, lądując na szyi konia, który ani śnił się zatrzymać, ruszył jeszcze szybciej, a ja nie miałem już możliwości ponownego wskoczenia do siodła, postanowiłem się więc ewakuować. Opuściłem najpierw nogi, a potem zeskoczyłem z szyi, na moje nieszczęście lądując pod koniem. Kopnął mnie w żebra, jednak udało się mu mnie przeskoczyć. Chwilę później zatrzymał się i podszedł do mnie, jakby świadomy, że zrobił mi krzywdę. Stał nademną, zupełnie jak Dan, który zeskoczył szybko z siwka i teraz trzymał go za wodze i Connor. Kasztan nachylając głowę podmuchał mi w twarz. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń i pogładziłem go po nosie, starając się mu przekazać, żeby się nie martwił. Wbrew pozorom się lubiliśmy i ogierowi chyba na mnie zależało. A przynajmniej mi na nim.
- Chyba mam połamane żebra - mruknąłem cicho, czując jak oddychanie boli coraz bardziej, zacisnąłem oczy. Po chwili poczułem jak ktoś mnie podnosi, a kiedy podniosłem powieki Connor niósł mnie w stronę wyjścia z hali.
- Poczekaj tu z końmi, Dan - powiedział jeszcze, a potem wyszedł i zaniósł mnie do samochodu. Dziwnie spokojny jak na niego, posadził mnie na przednim siedzeniu.
- El zaraz zawiezie Cię do szpitala - powiedział i zniknął z mojego pola widzenia.
Cudownie.
Connor
Powiedziałem Elvii o całym zajściu i wróciłem na halę, po drodze biorąc ze sobą Dani, żeby ustawiała nam drągi. Wsiadłem na Solo i najpierw rozkłusowałem go trochę, a potem najechałem na szereg. Kasztan tym razem wyłamał ostatnią przeszkodę i ruszył galopem przez całą halę. Nie zamierzałem go zatrzymywać. W międzyczasie Daniel wsiadł na Bluu i zaczął skakać szeregi, a ja usiadłem w siodle dając koniu mocną (chyba trochę za mocną jak na natural) łydkę. Parsknął i ruszył szybciej. Dopiero kiedy był spocony odpuściłem i skoczyłem niski szereg, tylko raz. Koń tym razem nie miał ochoty na żadne wygłupy i ładnie skoczył wszystkie 3 przeszkody. Zacząłem go rozkłusowywać. Jestem zdecydowanie zbyt mściwy.
Daniel
Kiedy Connor męczył Solo, ja w końcu zająłem się Bluu. Ten był niezwykle spokojny, mimo że wcześniej nie mogliśmy się dogadać, teraz szedł naprawdę fajnie i wyraźnie zaczęliśmy się dogadywać. Najechałem kłusem na niski szereg. Pierwszą przeszkodę oboje mogliśmy pokonać z palcem w nosie, drugą - stacjonatę również skoczyliśmy bez problemu. Okser poszedł z małym zawahaniem, przez co zrzuciliśmy jedną belkę, jednak stwierdziłem, że nie ma sensu powtarzać z tego powodu szeregu. Zwolniłem do kłusa i najechałem na ten wyższy złożony z L-kowej stacjonaty, stacjonaty P, oksera N i stacjonaty C. Wszystko szło niemalże idealnie, ogier czuł sie dobrze mając mnie na swoim grzbiecie, skakał swobodnie, ładnie baskillując i składając nogi. Trzeci szereg skakaliśmy już z galopu. Składał się ze stacjonaty, foule galopu, oksera, 2 foule, triplebaru, foule i stacjonaty. Wszystkie wysokości klas C-CC. Bluu ładnie skoczył pierwsze 2 przeszkody, na triplebarze zgubił technikę, jednak nie było zrzutki, a stacjonatę skoczył już bez problemu. Na koniec skoczyliśmy z galopu murek z 2 stron. W końcu zwolniłem konia do kłusa, a po kilku minutach do stępa.
Kiedy oboje rozstępowaliśmy konie i wyszliśmy z hali po założeniu im derek, zauważyliśmy samochód wjeżdżający z powrotem na parking. Wysiadła z niego Elvia, a potem Troye, ze stelażem na obojczyku, bez kurtki, bo przecież jej nie zabrał. Wszedł do siodlarni, w której wcześniej siedzieliśmy, a dziewczyna patrząc na nas, przejechała palcem po policzku, wykrzywiając usta w zabawny sposób. Wiedzieliśmy już, że nie jest dobrze.
Rozsiodłałem szybko konia, umyłem wędziło i poszedłem odłożyć sprzęt, a kiedy to zrobiłem usiadłem na podłodze, obok niebieskookiego, tak samo jak poprzednio i przytuliłem go - lekko, uważając na żebra.
- 3 żebra pęknięte, dwa złamane z przemieszczeniem, pęknięty obojczyk i zwichnięty bark - powiedział jakby nie czekając na odpowiedź. - 5 miesięcy bez jazdy.
Westchnąłem tylko. Po chwili dołączył się do nas Connor, siadając po drugiej stronie chłopaka, również go przytulając. Siedzieliśmy tak przez chwilę, a potem zaczęliśmy się śmiać, wszyscy trzej. W końcu stres już opadł, a humor Troye'a się poprawił.
- To kiedy spadowa impreza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz